Hybryda Plug-in – wyjazd wakacyjny
Zbliżający się wielkimi krokami tegoroczny okres wakacyjny, spędza sen z powiek wielu z nas, próbujących odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie i w jaki sposób wybrać się na letni urlop. Galopujące ceny paliw na europejskich stacjach pchają nasze myśli raczej ku miejscom, gdzie możemy się wybrać samolotem. Nie każdy jednak wakacje typu poleć-doleć-przyleć z powrotem traktuje jako jedyny sposób na spędzenie zasłużonego odpoczynku. Wciąż wśród nas istnieją ludzie, którym niestraszny wyjazd własnym samochodem przez pół Europy, żeby odkrywać włoskie czy bałkańskie zakamarki, bez konieczności korzystania z lokalnych wypożyczalni samochodów.
Po długich rozmyślaniach nasz wybór padł na wyjazd samochodem na chorwacką Istrię. Północna część Chorwacji i 998km do przejechania wydaje się nienajgorszą perspektywą. Dodatkowym smaczkiem stała się możliwość przetestowania tego, jak w takiej trasie sprawdzi się samochód z napędem hybrydowym typu Plug-in. Towarzyszem podróży został Outlander PHEV z 2020 roku.
Ważący blisko 1900kg samochód wyposażony jest w benzynowy silnik spalinowy o pojemności 2,4 litrów oraz dwa silniki elektryczne o mocy 82 i 95KM, odpowiednio na tylnej i przedniej osi. Samochód posiada możliwość ładowania baterii trakcyjnej bezpośrednio z gniazdka elektrycznego 230V. Dzięki temu na ok. 50KM staje się samochodem elektrycznym, zasilanym tylko energią elektryczną. Jakkolwiek podczas codziennego użytkowania samochodu w mieście, jest to jego ogromną zaletą, tak w przypadku liczącej blisko 1000km trasy wydawało się mało znaczące. Sen z powiek spędzał tylko liczący 43litry pojemności zbiornik paliwa. Bardziej niż wizja nagłego braku paliwa martwiła wizja częstszego tankowania jeszcze droższego niż w Polsce paliwa. Wakacje jednak nie po to są żeby się martwić, a po to, żeby cieszyć się życiem żądni przygody z zegarmistrzowską precyzją zapakowaliśmy bagażnik towarzysza naszej podróży. Zatankowaliśmy zbiornik paliwa benzyną 95, naładowaliśmy do pełna baterię trakcyjną i ruszyliśmy w podróż przez pół Europy. Trasa wiodła nas przez polsko-słowackie przejście graniczne w Zwardoniu, kolejno Żylinę, Bratysławę, lokalnymi drogami przez Nizinę Węgierską do Zalaegerszeg i Nagykanizsy. Później już tylko przez Varazdin, Zagrzeb, Karlovac do malowniczej Rijeki. Końcowym etapem miał pozostać przejazd przez półwysep Istria do urokliwie położonej miejscowości Vrsar. Trasa wymagała od nas wykupienia jednomiesięcznych winiet na przejazd słowackimi i węgierskimi autostradami, co w przypadku 10dniowego pobytu na Adriatykiem było najkorzystniejszą finansowo opcją.
Pierwsze kilometry do bramek na autostradzie A4 w podkrakowskich Balicach samochód korzystał w 95% z energii elektrycznej, o czym informował nas czytelny wskaźnik, umieszczony pomiędzy prawie klasycznymi zegarami. Słowo „prawie” pojawia się ze względu na fakt, że obrotomierz został zastąpiony tarczą wskaźnika poboru energii. Średnie spalanie wyświetlało na początku 0,7l/100km lecz wraz ze zwiększającą się liczbą kilometrów przejechanych „na benzynie”, sukcesywnie rosło. Założenie, jakie przyjęliśmy, było takie, że będziemy starać się nie przekraczać dozwolonej prędkości. Dzięki temu samochód jechał głównie w trybie szeregowym, tzn. silnik spalinowy był generatorem dla przedniego silnika elektrycznego. W trakcie hamowania korzystał zaś z odzysku energii, ładując przy tym baterię trakcyjną. Dzięki temu niezwłocznie przełączał się na krótki czas w tryb elektryczny. Termometr pokazywał temperaturę zewnętrzną na poziomie 30st Celsjusza, z którą bardzo sprawnie radziła sobie dwustrefowa klimatyzacja, przyjemnie schładzając wnętrze do 23st. Przez Słowację i pierwsze 20km Węgier trasa minęła niezauważenie szybko i przyjemnie. Kolejne 180km Niziny Węgierskiej to poza blisko 50kilometrowym odcinkiem drogi szybkiego ruchu jazda lokalnymi drogami prędkością w zakresie 50-90km/h. W międzyczasie w pobliżu miejscowości Sarvar po przejechaniu 544km naszej trasy, korzystamy z węgierskiej gościnności stacji benzynowej OMV i tankujemy do pełna 33 litry paliwa. Do tej pory wszystko się zgadza. Po odjęciu pierwszych 44km „na prądzie” wychodzi nam średnie spalanie 6,6l/100km, co potwierdza komputer pokładowy wyświetlając wartość o 0,1l/100km mniejszą. Od miejscowości Nagykanizsa (22km przed granicą węgiersko-chorwacką) do Rijeki trasa mija nam szybko w rytm ścieżki dźwiękowej z disney’owskiej bajki „Encanto”, przesłuchanej zdawałoby się jakieś dwa i pół tysiąca razy. Jednakże póki sześcio- i jedenastoletnie didżejki siedzące na tylnej kanapie podróżowały bez marudzenia, nie mieliśmy sumienia narzekać na zapętlające się kilka utworów muzycznych. Po przejechaniu dokładnie 401km od węgierskiego tankowania, w Rijece kolejny raz napełniamy zbiornik paliwa 35 litrami. W tym momencie komputer pokazuje średnie spalanie na poziomie 7,6 litra i proste działania matematyczne je potwierdzają. Ostatnie kilometry do Vrsaru zmęczeni pokonujemy w spokojnym tempie, które w żaden sposób nie wpływa już na końcowy wynik.
Po dotarciu na miejsce i rozpakowaniu zdawałoby się kilku ton bagażu, podłączamy samochód do ładowania. Dzięki temu będziemy mogli lokalnie pozwiedzać z korzyścią dla portfela i jakże urokliwego chorwackiego środowiska naturalnego. Dzięki możliwości ładowania samochodu z najnormalniejszego gniazdka sieciowego tylko raz w trakcie pobytu, podczas powrotu z Rovinj do Vrsaru ostatnie 22 kilometry liczącej 64km trasy jechaliśmy, korzystając ze zgromadzonej w baku benzyny.
Trasa powrotna przebiegła nam równie sprawnie i przyjemnie poza burzą, która złapała nas przed słowacką Żiliną i zmusiła nas do półgodzinnego postoju na przyautostradowym parkingu. Spalanie w drodze powrotnej wyniosło 8,1 l/100km. Różnica w spalaniu wynika z szybszego tempa powrotu. Podejmując próbę ucieczki przed zbliżającą się burzą, mocniej wciskałem pedał gazu, a dzięki znikomemu ruchowi na polskiej S1 i A4 też pozwoliłem sobie na więcej. Samochód nie miał nic przeciwko poza pół litra wyższym średnim spalaniem.
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Urlop niestety kończy się wyjątkowo szybko. Poza straganowymi pamiątkami, ponad dwoma setkami zdjęć i całą masą pięknych wspomnień przywieźliśmy też z Chorwacji odpowiedź na pytanie, czy hybryda typu Plug-in nadaje się do długich wyjazdów wakacyjnych. Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Absolutnie TAK!
Outlander PHEV potwierdził, że jest niezwykle uniwersalnym samochodem. Na co dzień w mieście może być 100% „elektrykiem” pozwalając na spore oszczędności zwłaszcza przy dzisiejszych cenach paliw. Kiedy jednak przychodzi przejechać nam kilka tysięcy kilometrów w trakcie wakacyjnego wyjazdu, zużyje niewiele więcej paliwa niż słynące z oszczędności na długich dystansach samochody z wysokoprężnymi silnikami Diesla.